Na skraju osiedla Pomorzany znajduje się budynek Zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Kolejarz”. Otaczają go typowe zabudowania mieszkaniowe z czasów PRL – wysokie bloki, a między nimi mniejsze budynki użyteczności publicznej (znalazło się nawet miejsce dla kilku rzeźb). Moją uwagę jednak przyciągnął pawilon z obrazem wykonanym w tynku budynku. Twarz otulona promieniami bardzo kojarzy mi się ze Słońcem.
Nie znam innego budynku w mieście z taką dekoracją, niestety autor nie podpisał swojej pracy, a w spółdzielni nie zachowały się żadne dokumenty.
Park Żeromskiego to drugi co do wielkości park w Szczecinie. Jako że przez pierwsze lata swojego życia mieszkałam w jego sąsiedztwie, spędziłam w nim pół dzieciństwa. Pamiętam kasztanowiec, pod którym zawsze było najwięcej kasztanów i cis, który fotografowałam przez 3 miesiące na szkolne zajęcia z przyrody. Miałam nawet swoje ulubione brzozy! W parku fascynująca była każda pora roku. W jego przestrzeni znajduje się wiele rzeźb i pomników, ale ja zawsze najbardziej podziwiałam fontannę projektu Sławomira Lewińskiego. Chociaż nigdy nie widziałam, żeby ta fontanna działała.
Dlaczego widma? Po tych miejscach pozostały już tylko ślady szyldów, farba na murach nieodnowionych jeszcze kamienic. Można sobie jedynie wyobrażać jak w środku wyglądał sklep kolonialny, jak prezentowała się pracownia szewska. W całym mieście znajduje się wiele pozostałości po znakach i wspomnień po poprzednich mieszkańcach. Odszukiwanie ich ciekawi i skłania do rozmyślań nad tym, jak wyglądało życie w Szczecinie zanim my się w nim pojawiliśmy. Części znaków nie da się już w ogóle odczytać, w przypadku niektórych możliwe jest jedynie odszyfrowanie pojedynczych liter. Warto obserwować każdą jeszcze nieodnowioną kamienicę w poszukiwaniu takich śladów przeszłości, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zostaną pokryte warstwą pastelowej farby.
Dlaczego widma? Po tych miejscach pozostały już tylko ślady szyldów, farba na murach nieodnowionych jeszcze kamienic. Można sobie jedynie wyobrażać jak w środku wyglądał sklep kolonialny, jak prezentowała się pracownia szewska. W całym mieście znajduje się wiele pozostałości po znakach i wspomnień po poprzednich mieszkańcach. Odszukiwanie ich ciekawi i skłania do rozmyślań nad tym, jak wyglądało życie w Szczecinie zanim my się w nim pojawiliśmy. Części znaków nie da się już w ogóle odczytać, w przypadku niektórych możliwe jest jedynie odszyfrowanie pojedynczych liter. Warto obserwować każdą jeszcze nieodnowioną kamienicę w poszukiwaniu takich śladów przeszłości, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zostaną pokryte warstwą pastelowej farby.
Dlaczego widma? Po tych miejscach pozostały już tylko ślady szyldów, farba na murach nieodnowionych jeszcze kamienic. Można sobie jedynie wyobrażać jak w środku wyglądał sklep kolonialny, jak prezentowała się pracownia szewska. W całym mieście znajduje się wiele pozostałości po znakach i wspomnień po poprzednich mieszkańcach. Odszukiwanie ich ciekawi i skłania do rozmyślań nad tym, jak wyglądało życie w Szczecinie zanim my się w nim pojawiliśmy. Części znaków nie da się już w ogóle odczytać, w przypadku niektórych możliwe jest jedynie odszyfrowanie pojedynczych liter. Warto obserwować każdą jeszcze nieodnowioną kamienicę w poszukiwaniu takich śladów przeszłości, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zostaną pokryte warstwą pastelowej farby.
Dlaczego widma? Po tych miejscach pozostały już tylko ślady szyldów, farba na murach nieodnowionych jeszcze kamienic. Można sobie jedynie wyobrażać jak w środku wyglądał sklep kolonialny, jak prezentowała się pracownia szewska. W całym mieście znajduje się wiele pozostałości po znakach i wspomnień po poprzednich mieszkańcach. Odszukiwanie ich ciekawi i skłania do rozmyślań nad tym, jak wyglądało życie w Szczecinie zanim my się w nim pojawiliśmy. Części znaków nie da się już w ogóle odczytać, w przypadku niektórych możliwe jest jedynie odszyfrowanie pojedynczych liter. Warto obserwować każdą jeszcze nieodnowioną kamienicę w poszukiwaniu takich śladów przeszłości, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zostaną pokryte warstwą pastelowej farby.
Dlaczego widma? Po tych miejscach pozostały już tylko ślady szyldów, farba na murach nieodnowionych jeszcze kamienic. Można sobie jedynie wyobrażać jak w środku wyglądał sklep kolonialny, jak prezentowała się pracownia szewska. W całym mieście znajduje się wiele pozostałości po znakach i wspomnień po poprzednich mieszkańcach. Odszukiwanie ich ciekawi i skłania do rozmyślań nad tym, jak wyglądało życie w Szczecinie zanim my się w nim pojawiliśmy. Części znaków nie da się już w ogóle odczytać, w przypadku niektórych możliwe jest jedynie odszyfrowanie pojedynczych liter. Warto obserwować każdą jeszcze nieodnowioną kamienicę w poszukiwaniu takich śladów przeszłości, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zostaną pokryte warstwą pastelowej farby.
Dlaczego widma? Po tych miejscach pozostały już tylko ślady szyldów, farba na murach nieodnowionych jeszcze kamienic. Można sobie jedynie wyobrażać jak w środku wyglądał sklep kolonialny, jak prezentowała się pracownia szewska. W całym mieście znajduje się wiele pozostałości po znakach i wspomnień po poprzednich mieszkańcach. Odszukiwanie ich ciekawi i skłania do rozmyślań nad tym, jak wyglądało życie w Szczecinie zanim my się w nim pojawiliśmy. Części znaków nie da się już w ogóle odczytać, w przypadku niektórych możliwe jest jedynie odszyfrowanie pojedynczych liter. Warto obserwować każdą jeszcze nieodnowioną kamienicę w poszukiwaniu takich śladów przeszłości, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zostaną pokryte warstwą pastelowej farby.
Wśród wielu podobnych do siebie podwórek czasami można trafić na prawdziwą perełkę. Takim znaleziskiem jest podwórko przy ul. Jagiellońskiej 34 i 34a. Schowane za niczym niewyróżniającymi się kamienicami, w środku skrywa całe ściany elewacji wyłożone białymi i zielonymi kaflami. Na końcu podwórka, za oficyną, odnaleźć możemy jeszcze inny skarb – bramę zwieńczoną gryfem, która kiedyś znajdowała się przy wjeździe do przedwojennej Szczecińskiej Fabryki Pieców Chlebowych Emila Kirsta. Przez bramę właśnie najłatwiej się dostać na samo podwórko (albo przez podwórko od strony ul. 5 lipca).
W lesie banerów, patodeweloperki i pastelozy każdy obiekt wyłamujący się z kanonu „bylejakości”, sprawia radość. Ja szczególnie lubię polować na piękne litery i piękne szyldy, mają one specjalne miejsce w moim sercu. Każdy neon, pięknie wykonana tablica czy napis przyciągają mój wzrok – jestem jak zaczarowana. Szyldy i miejskie litery nie są nam dane na zawsze – to w końcu tylko dodatek do biznesu, dlatego od kilku lat próbuję je archiwizować.
W lesie banerów, patodeweloperki i pastelozy każdy obiekt wyłamujący się z kanonu „bylejakości”, sprawia radość. Ja szczególnie lubię polować na piękne litery i piękne szyldy, mają one specjalne miejsce w moim sercu. Każdy neon, pięknie wykonana tablica czy napis przyciągają mój wzrok – jestem jak zaczarowana. Szyldy i miejskie litery nie są nam dane na zawsze – to w końcu tylko dodatek do biznesu, dlatego od kilku lat próbuję je archiwizować.
Sklepy spółdzielni „Społem” możemy spotkać w wielu miejscach w naszym kraju. Spółdzielnia zaczęła działać już w latach 20., a w Szczecinie pojawiła się zaraz po wojnie. Dziś w mieście działa kilkanaście sklepów tej sieci, w tym ten otwarty jako pierwszy, przy ulicy Pocztowej. Te najbardziej znane nazwano imionami mitologicznych stworów, bogów i herosów. Mamy w mieście: Syriusza, Oriona, Hermesa, Jowisza, czy Castora. Nazwa to nie jedyna rzecz, która wyróżnia te sklepy. W części z nich zachowały się również wielkie zabytkowe szyldy, wykonane ze szklanych rurek wypełnione gazem potocznie nazywane neonami. Najpiękniejszy z nich, napis „Delikatesy”, wciąż możemy wciąż oglądać nad sklepem przy alei Wyzwolenia 37.
Ten lokal to bez wątpienia magiczne miejsce! Jego właścicielka, Monika Szymanik od 2018 roku spacerowała i fotografowała Szczecin. W czasie jednej z wędrówek odkryła niewielki lokal przy ulicy Pocztowej 19, w której jeszcze przed wojną mieścił się sklep mięsny (stąd te piękne kafle). Jej wizja otwarcia w tym miejscu kawiarni z książkami spotkała się z ogromnym entuzjazmem szczecinian.
Możliwe, że to najdłużej działający sklep w Szczecinie. Pan Lech ma na to dowody! W zakładzie wypełnionym lampami (część z nich można chyba spokojnie nazwać zabytkami) – na starej szafie wisi pozwolenie na rozpoczęcie działalności z 23 lipca 1945 roku! Spokojnie, to nie pan Lech je odebrał – a jego ojciec, kiedy otwierał zakład w tym dokładnie lokalu! Przy wejściu do zakładu uwagę przykuwa piękna poniemiecka lada.
W książce „Jak przestałem kochać design” Maciej Wicha narzeka na brzydotę polskich cmentarzy. Jednak na szczecińskim Cmentarzu Centralnym jest miejsce, które niejednego projektanta graficznego mogłoby pozytywnie zaskoczyć. Lapidarium niemieckie to ocalone z Cmentarza stare płyty i pomniki nagrobne, których uroda zachwyca. Ich niecodzienne formy i ciekawe liternictwo mogą sprawić, że typograficzne serca zabiją szybciej.
Park – Ogródek Jordanowski, jak przystało na tego typu miejsce znajdują się tam plac zabaw i alejki do spacerowania. O wyjątkowości parku stanowią: fontanna zbudowana z elementów starej, betonowej zjeżdżalni i boisko z betonu na planie koła z miejscem dla widowni.
Wiata znajdująca się na peronie przystanku Szczecin Pogodno to jeden z najmłodszych zabytków w Szczecinie – na tę szlachetną listę została wpisana w grudniu 2019 roku. Zaprojektowana przez Danutę Lisiecką i Henryka Kowalczyka w latach 70. XX wieku. Ta modernistyczna wiata czeka na remont, która najpewniej będzie mieć miejsce przy okazji budowy nowej SKM-ki. Na peronie można podziwiać kolejny mural Lumpa, namalowany pod wiaduktem.
Wśród wielu podobnych do siebie podwórek czasami można trafić na prawdziwą perełkę. Takim znaleziskiem jest podwórko przy ul. Jagiellońskiej 34 i 34a. Schowane za niczym niewyróżniającymi się kamienicami, w środku skrywa całe ściany elewacji wyłożone białymi i zielonymi kaflami. Na końcu podwórka, za oficyną, odnaleźć możemy jeszcze inny skarb – bramę zwieńczoną gryfem, która kiedyś znajdowała się przy wjeździe do przedwojennej Szczecińskiej Fabryki Pieców Chlebowych Emila Kirsta. Przez bramę właśnie najłatwiej się dostać na samo podwórko (albo przez podwórko od strony ul. 5 lipca).
W swojej debiutanckiej książce „Wanna z Kolumnadą” Filip Springer opisał smutną, a może bardziej brzydką, polską rzeczywistość. Reportażysta trafił również do Szczecina i opisał jedno z wielu szczecińskich podwórek w poniemieckiej dzielnicy Turzyn. Przywołał historię płotu dzielącego podwórko, a przede wszystkim mieszkańców kamienicy frontowej i oficyny przy ul. Jagiellońskiej. Najsmutniejsze jest to, że od premiery książki, która miała miejsce w 2013 roku, mieszkańcom nie udało się porozumieć, by wspólnie wypracować rozwiązanie problemu…
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Nie ma lepszego uczucia niż nieoczekiwane odkrycie. Czasem z czystej ciekawości popycham bramy kamienic z nadzieją, że uda się odkryć coś nowego. Trudno opisać co czuję, kiedy w ich wnętrzu znajduję prawdziwe skarby – poniemieckie kafle, piękną stolarkę, wzorzyste posadzki czy malowidła naścienne.
Kto powiedział, że w miejscu, w którym nie zachowały się oryginalne niemieckie rzeźby czy malarstwo, musi być nudno? Brama kamienicy przy ul. Pocztowej 15 wykonana jest w konwencji innej niż wszystkie. Z inicjatywy jednej z mieszkanek na klatce namalowano koty!
Murale w czasach PRL nie były typową formą reklamową. Nie tylko zachęcały do zakupu produktu czy usługi, ale czasem pełniły też funkcje edukacyjne (przykładem może być mural znajdujący się niegdyś przy ul. Kaszubskiej - kiedyś z hasłem „ryby smaczne, zdrowe, tanie”). Muralowe reklamy malowało się na lata – w mieście można obejrzeć jeszcze kilka ocalałych projektów z okresu PRL. Z wypłowiałymi kolorami wydają się trzymać starych murów ostatnimi siłami. Nigdy nie wiadomo, kiedy murale znikną, nie warto więc odkładać ich oglądania na później.
Murale zaczynały robić furorę w miastach jeszcze przed II wojną światową – jako jedyna forma reklamy wielkoformatowej. W czasach kiedy wszystko musi być na wczoraj, świecić się i na chwilę, praktycznie przestały być uważane za technikę dobrą dla reklamy. Murale stały się pełnoprawną formą sztuki, pozostawiając swoim autorom wolność twórczą, ubogacając przestrzeń o ciekawy komentarz artysty. Dla osób szukających intensywnych muralowych doznań - bez potrzeby szczególnego podróżowania - polecam przejść się pod filarami Trasy Zamkowej, zaczynając od bulwarów w stronę placu Hołdu Pruskiego.
Kiedy mówimy o współczesnych szczecińskich muralach, jedną osoba którą musimy wymienić jest artysta Lump – Piotr Pałkowski, który już ponad dekadę tworzy murale w Szczecinie i zaprasza innych twórców do nas.
Murale zaczynały robić furorę w miastach jeszcze przed II wojną światową – jako jedyna forma reklamy wielkoformatowej. W czasach kiedy wszystko musi być na wczoraj, świecić się i na chwilę, praktycznie przestały być uważane za technikę dobrą dla reklamy. Murale stały się pełnoprawną formą sztuki, pozostawiając swoim autorom wolność twórczą, ubogacając przestrzeń o ciekawy komentarz artysty. Dla osób szukających intensywnych muralowych doznań - bez potrzeby szczególnego podróżowania - polecam przejść się pod filarami Trasy Zamkowej, zaczynając od bulwarów w stronę placu Hołdu Pruskiego.
Kiedy mówimy o współczesnych szczecińskich muralach, jedną osoba którą musimy wymienić jest artysta Lump – Piotr Pałkowski, który już ponad dekadę tworzy murale w Szczecinie i zaprasza innych twórców do nas.
Murale zaczynały robić furorę w miastach jeszcze przed II wojną światową – jako jedyna forma reklamy wielkoformatowej. W czasach kiedy wszystko musi być na wczoraj, świecić się i na chwilę, praktycznie przestały być uważane za technikę dobrą dla reklamy. Murale stały się pełnoprawną formą sztuki, pozostawiając swoim autorom wolność twórczą, ubogacając przestrzeń o ciekawy komentarz artysty. Dla osób szukających intensywnych muralowych doznań - bez potrzeby szczególnego podróżowania - polecam przejść się pod filarami Trasy Zamkowej, zaczynając od bulwarów w stronę placu Hołdu Pruskiego.
Kiedy mówimy o współczesnych szczecińskich muralach, jedną osoba którą musimy wymienić jest artysta Lump – Piotr Pałkowski, który już ponad dekadę tworzy murale w Szczecinie i zaprasza innych twórców do nas.
Murale zaczynały robić furorę w miastach jeszcze przed II wojną światową – jako jedyna forma reklamy wielkoformatowej. W czasach kiedy wszystko musi być na wczoraj, świecić się i na chwilę, praktycznie przestały być uważane za technikę dobrą dla reklamy. Murale stały się pełnoprawną formą sztuki, pozostawiając swoim autorom wolność twórczą, ubogacając przestrzeń o ciekawy komentarz artysty.
Murale zaczynały robić furorę w miastach jeszcze przed II wojną światową – jako jedyna forma reklamy wielkoformatowej. W czasach kiedy wszystko musi być na wczoraj, świecić się i na chwilę, praktycznie przestały być uważane za technikę dobrą dla reklamy. Murale stały się pełnoprawną formą sztuki, pozostawiając swoim autorom wolność twórczą, ubogacając przestrzeń o ciekawy komentarz artysty. Dla osób szukających intensywnych muralowych doznań - bez potrzeby szczególnego podróżowania - polecam przejść się pod filarami Trasy Zamkowej, zaczynając od bulwarów w stronę placu Hołdu Pruskiego.
Kiedy mówimy o współczesnych szczecińskich muralach, jedną osoba którą musimy wymienić jest artysta Lump – Piotr Pałkowski, który już ponad dekadę tworzy murale w Szczecinie i zaprasza innych twórców do nas.
Murale w czasach PRL nie były typową formą reklamową. Nie tylko zachęcały do zakupu produktu czy usługi, ale czasem pełniły też funkcje edukacyjne (przykładem może być mural znajdujący się niegdyś przy ul. Kaszubskiej - kiedyś z hasłem „ryby smaczne, zdrowe, tanie”). Muralowe reklamy malowało się na lata – w mieście można obejrzeć jeszcze kilka ocalałych projektów z okresu PRL. Z wypłowiałymi kolorami wydają się trzymać starych murów ostatnimi siłami. Nigdy nie wiadomo, kiedy murale znikną, nie warto więc odkładać ich oglądania na później.
Murale w czasach PRL nie były typową formą reklamową. Nie tylko zachęcały do zakupu produktu czy usługi, ale czasem pełniły też funkcje edukacyjne (przykładem może być mural znajdujący się niegdyś przy ul. Kaszubskiej - kiedyś z hasłem „ryby smaczne, zdrowe, tanie”). Muralowe reklamy malowało się na lata – w mieście można obejrzeć jeszcze kilka ocalałych projektów z okresu PRL. Z wypłowiałymi kolorami wydają się trzymać starych murów ostatnimi siłami. Nigdy nie wiadomo, kiedy murale znikną, nie warto więc odkładać ich oglądania na później.
Murale w czasach PRL nie były typową formą reklamową. Nie tylko zachęcały do zakupu produktu czy usługi, ale czasem pełniły też funkcje edukacyjne (przykładem może być mural znajdujący się niegdyś przy ul. Kaszubskiej - kiedyś z hasłem „ryby smaczne, zdrowe, tanie”). Muralowe reklamy malowało się na lata – w mieście można obejrzeć jeszcze kilka ocalałych projektów z okresu PRL. Z wypłowiałymi kolorami wydają się trzymać starych murów ostatnimi siłami. Nigdy nie wiadomo, kiedy murale znikną, nie warto więc odkładać ich oglądania na później.
Mozaika to jedna z najstarszych technik zdobienia ścian i posadzek. Układanie drobnych elementów jest czasochłonnym i analogowym zajęciem. W Szczecinie wciąż można oglądać wiele powojennych mozaik, w tym tę najsłynniejszą na elewacji kina Kosmos. Część z tych, które przetrwały, znaleźć można jednak w miejscach oddalonych od głównych ulic miasta.
Mozaika to jedna z najstarszych technik zdobienia ścian i posadzek. Układanie drobnych elementów jest czasochłonnym i analogowym zajęciem. W Szczecinie wciąż można oglądać wiele powojennych mozaik, w tym tę najsłynniejszą na elewacji kina Kosmos. Część z tych, które przetrwały, znaleźć można jednak w miejscach oddalonych od głównych ulic miasta.
Mozaika to jedna z najstarszych technik zdobienia ścian i posadzek. Układanie drobnych elementów jest czasochłonnym i analogowym zajęciem. W Szczecinie wciąż można oglądać wiele powojennych mozaik, w tym tę najsłynniejszą na elewacji kina Kosmos. Część z tych, które przetrwały, znaleźć można jednak w miejscach oddalonych od głównych ulic miasta.
Mozaika to jedna z najstarszych technik zdobienia ścian i posadzek. Układanie drobnych elementów jest czasochłonnym i analogowym zajęciem. W Szczecinie wciąż można oglądać wiele powojennych mozaik, w tym tę najsłynniejszą na elewacji kina Kosmos. Część z tych, które przetrwały, znaleźć można jednak w miejscach oddalonych od głównych ulic miasta.
Mozaika to jedna z najstarszych technik zdobienia ścian i posadzek. Układanie drobnych elementów jest czasochłonnym i analogowym zajęciem. W Szczecinie wciąż można oglądać wiele powojennych mozaik, w tym tę najsłynniejszą na elewacji kina Kosmos. Część z tych, które przetrwały, znaleźć można jednak w miejscach oddalonych od głównych ulic miasta.
ul. Kazimierza Twardowskiego 12B
Mozaika to jedna z najstarszych technik zdobienia ścian i posadzek. Układanie drobnych elementów jest czasochłonnym i analogowym zajęciem. W Szczecinie wciąż można oglądać wiele powojennych mozaik, w tym tę najsłynniejszą na elewacji kina Kosmos. Część z tych, które przetrwały, znaleźć można jednak w miejscach oddalonych od głównych ulic miasta.
Stowarzyszenie Oswajanie Sztuki
Na ścianie garażu przy ul. Stanisława Mikołajczyka 18
Razem ze Stowarzyszeniem OSWAJANIE SZTUKI podtrzymujemy tradycje tworzenia mozaik w przestrzeniach publicznych, skupiając się na miejskich podwórkach. O tym, co będzie przedstawiała nowa mozaika decydują mieszkańcy kwartału lub kamienicy, w których ma ona zostać stworzona.
Stowarzyszenie Oswajanie Sztuki
w podwórku przy ul. Kazimierza Pułaskiego 3
Razem ze Stowarzyszeniem OSWAJANIE SZTUKI podtrzymujemy tradycje tworzenia mozaik w przestrzeniach publicznych, skupiając się na miejskich podwórkach. O tym, co będzie przedstawiała nowa mozaika decydują mieszkańcy kwartału lub kamienicy, w których ma ona zostać stworzona.Stowarzyszenie Oswajanie Sztuki | Dobre Praktyki
w podwórku przy ul. Edmunda Bałuki 17
Razem ze Stowarzyszeniem OSWAJANIE SZTUKI podtrzymujemy tradycje tworzenia mozaik w przestrzeniach publicznych, skupiając się na miejskich podwórkach. O tym, co będzie przedstawiała nowa mozaika decydują mieszkańcy kwartału lub kamienicy, w których ma ona zostać stworzona.Stowarzyszenie Oswajanie Sztuki | Dobre Praktyki
w podwórku przy ul. B. Krzywoustego 5-7a
Razem ze Stowarzyszeniem OSWAJANIE SZTUKI podtrzymujemy tradycje tworzenia mozaik w przestrzeniach publicznych, skupiając się na miejskich podwórkach. O tym, co będzie przedstawiała nowa mozaika decydują mieszkańcy kwartału lub kamienicy, w których ma ona zostać stworzona.ul. Stanisława Ignacego Witkiewicza 31
Sklepy spółdzielni „Społem” możemy spotkać w wielu miejscach w naszym kraju. Spółdzielnia zaczęła działać już w latach 20., a w Szczecinie pojawiła się zaraz po wojnie. Dziś w mieście działa kilkanaście sklepów tej sieci, w tym ten otwarty jako pierwszy przy ulicy Pocztowej. Te najbardziej znane nazwano imionami starożytnych bogów. Mamy w mieście Syriusza, Oriona, Hermesa, Jowisza czy Castora. Nazwa to nie jedyna rzecz, która wyróżnia te sklepy. W części z nich zachowały się również wielkie zabytkowe szyldy wykonane ze szklanych rurek wypełnione gazem potocznie nazywane neonami. Najpiękniejszy z nich, napis „Delikatesy”, wciąż możemy wciąż oglądać nad sklepem przy alei Wyzwolenia 37
Sklepy spółdzielni „Społem” możemy spotkać w wielu miejscach w naszym kraju. Spółdzielnia zaczęła działać już w latach 20., a w Szczecinie pojawiła się zaraz po wojnie. Dziś w mieście działa kilkanaście sklepów tej sieci, w tym ten otwarty jako pierwszy przy ulicy Pocztowej. Te najbardziej znane nazwano imionami starożytnych bogów. Mamy w mieście Syriusza, Oriona, Hermesa, Jowisza czy Castora. Nazwa to nie jedyna rzecz, która wyróżnia te sklepy. W części z nich zachowały się również wielkie zabytkowe szyldy wykonane ze szklanych rurek wypełnione gazem potocznie nazywane neonami. Najpiękniejszy z nich, napis „Delikatesy”, wciąż możemy wciąż oglądać nad sklepem przy alei Wyzwolenia 37.
ul. Generała Ludomiła Rayskiego 29
Płonących ptaków Hasiora czy pomnika Trzech Orłów nikomu nie trzeba przedstawiać, ale pomników latających stworzeń w Szczecinie jest więcej. Ptactwo to motyw przewodni kilku rzeźb znajdujących się na odcinku od Placu Lotników do urzędu miasta. Ptaki są też pochowane w przedogródkach i podwórku kwartału Monte Cassino. Wielu kojarzy wielkiego gołębia na postumencie przy Placu Lotników, ale dużo ludzi nie zauważa pięknej kompozycji wznoszących się ptaków na Placu Grunwaldzkim.
ul. Monte Cassino 9-12
Płonących ptaków Hasiora czy pomnika Trzech Orłów nikomu nie trzeba przedstawiać, ale pomników latających stworzeń w Szczecinie jest więcej. Ptactwo to motyw przewodni kilku rzeźb znajdujących się na odcinku od Placu Lotników do urzędu miasta. Ptaki są też pochowane w przedogródkach i podwórku kwartału Monte Cassino. Wielu kojarzy wielkiego gołębia na postumencie przy Placu Lotników, ale dużo ludzi nie zauważa pięknej kompozycji wznoszących się ptaków na Placu Grunwaldzkim.pl. Grunwaldzki; Władysław Frycz
Płonących ptaków Hasiora czy pomnika Trzech Orłów nikomu nie trzeba przedstawiać, ale pomników latających stworzeń w Szczecinie jest więcej. Ptactwo to motyw przewodni kilku rzeźb znajdujących się na odcinku od Placu Lotników do urzędu miasta. Ptaki są też pochowane w przedogródkach i podwórku kwartału Monte Cassino. Wielu kojarzy wielkiego gołębia na postumencie przy Placu Lotników, ale dużo ludzi nie zauważa pięknej kompozycji wznoszących się ptaków na Placu Grunwaldzkim.
pl. Lotników; Michał Gałkiewicz
Płonących ptaków Hasiora czy pomnika Trzech Orłów nikomu nie trzeba przedstawiać, ale pomników latających stworzeń w Szczecinie jest więcej. Ptactwo to motyw przewodni kilku rzeźb znajdujących się na odcinku od Placu Lotników do urzędu miasta. Ptaki są też pochowane w przedogródkach i podwórku kwartału Monte Cassino. Wielu kojarzy wielkiego gołębia na postumencie przy Placu Lotników, ale dużo ludzi nie zauważa pięknej kompozycji wznoszących się ptaków na Placu Grunwaldzkim.
Na obrzeżach miasta można spotkać jedyne w swoim rodzaju witacze – mozaikowe totemy z czerwonymi głowami gryfa. Przez wiele lat mijałam nieistniejący już witacz przy ulicy Cukrowej – nie zauważyłam nawet kiedy zniknął! Bez względu na to w której dzielnicy mieszkasz, obejrzenie wszystkich witaczy to prawdziwa wyprawa na odległe krańce miasta.
Witacze nie są zbyt duże, stoją od wielu lat i nikt poza pasjonatami nie wydaje się być nimi szczególnie zainteresowany.
Niestety nieznany jest autor bądź autorzy witaczy.
Na obrzeżach miasta można spotkać jedyne w swoim rodzaju witacze – mozaikowe totemy z czerwonymi głowami gryfa. Przez wiele lat mijałam nieistniejący już witacz przy ulicy Cukrowej – nie zauważyłam nawet kiedy zniknął! Bez względu na to w której dzielnicy mieszkasz, obejrzenie wszystkich witaczy to prawdziwa wyprawa na odległe krańce miasta.
Witacze nie są zbyt duże, stoją od wielu lat i nikt poza pasjonatami nie wydaje się być nimi szczególnie zainteresowany.
Niestety nieznany jest autor bądź autorzy witaczy.
Na obrzeżach miasta można spotkać jedyne w swoim rodzaju witacze – mozaikowe totemy z czerwonymi głowami gryfa. Przez wiele lat mijałam nieistniejący już witacz przy ulicy Cukrowej – nie zauważyłam nawet kiedy zniknął! Bez względu na to w której dzielnicy mieszkasz, obejrzenie wszystkich witaczy to prawdziwa wyprawa na odległe krańce miasta.
Witacze nie są zbyt duże, stoją od wielu lat i nikt poza pasjonatami nie wydaje się być nimi szczególnie zainteresowany.
Niestety nieznany jest autor bądź autorzy witaczy.